Wiedza nie całkiem tajemna - Wojtek Jóźwiak (Magia)
Najnowsza książka Wojciecha Jóźwiaka to ekscytująca podróż poprzez wiedzę tajemną, czyli wiedzę o świecie, pełna niespodzianek, zaskakujących odkryć i świeżego spojrzenia na wszystko to, co już znamy.
Autor odkrywa fascynujący świat starożytnej i współczesnej astrologii, dostarcza cennych informacji o zodiaku, planetach i taroku, a także podaje horoskop kotów z różnych znaków zodiaku. "Wiedza nie całkiem tajemna" to również książka o najstarszej formie magii, jaką jest szamanizm, pozwalająca nam dostrzec powiązania tam, gdzie przedtem nic nie można było zobaczyć.
Pozycja gorąco polecana wszystkim Czytelnikom, którzy pragną pogłębić swoją wiedzę o otaczającym świecie.
Fragment książki:
V. Koniec cybernetyki
O wiedzy tajemnej, czyli okultyzmie
i czym się różni on od nauki,
o końcu cybernetyki, o "efekcie Marsa" według Gauquelina,
o ukrytym mózgu Penrose'a żyjącym w zapętlonym czasie,
a także sen o stołówce i słoń na Mazowszu
31.
wiedza tajemna
W wyliczance, co mianowicie składa się na parapsykę - w punkcie 22. - nie wymieniłem wiedzy tajemnej ani okultyzmu. Z samym słowem „okultyzm” jest pewien kłopot. Znaczy w zasadzie to samo, co „wiedza tajemna”, ale brzmi inaczej; chyba zbyt często było używane na oznaczenie jakichś mrocznych sił, ukrytego zła; skutek taki, że „wiedza tajemna” nie brzmi zbyt tajemnie, ale „okultyzm” jest nacechowany aż przesadnie. Nie jestem pewien, jaki procent Polaków rozumie to słowo i potrafi je dobrze użyć. W czasach, kiedy znano u nas łacinę, sprawa chyba była prostsza, „okultyzm” pochodzi przecież od słowa occultus, czyli ukryty, które jest imiesłowem od czasownika oc-culo (<- ob-cul-), ukrywam, a ten pokrewny jest colo, co znaczy uprawiam (rolę), hoduję, pielęgnuję, ozdabiam, także: strzegę oraz oddaję (religijną) cześć (i jeszcze parę innych znaczeń). Stąd culta (liczba mnoga) - to zasiewy, cultus - cześć religijna (znowu pomijając wyliczankę innych znaczeń). „Kultura” też stąd pochodzi. Przez skojarzenie z „kultem”, słowo „okultyzm” przybrało odcień tajnego, złowieszczego kultu, jakiejś arcysekty diabolicznej, omamiającej umysły.
Ciekawe, że słowo-termin „okultyzm” przyjęło się w Polsce tylko z końcówką -izm, a więc na oznaczenie działalności. Przedmiot tej działalności nie został nazwany podobnym słowem i to, czym zajmuje się okultyzm, określa się już inaczej, zwykle słowami „wiedza tajemna”. Tymczasem w niemieckim jest wzięte żywcem z łaciny słowo okkult, podobnie po angielsku occult, co oznacza: tajemny, ale też: będący przedmiotem zainteresowania okultystów. I tu po polsku brakuje słowa, bo odpowiednikiem byłoby okultny, ale się, nie wiedzieć czemu, nie przyjęło. Szkoda, bo przecież okultny, okkult, occult to nie to samo, co tajemny lub tajemniczy; a na pewno occult to nie to samo, co „okultystyczny” - chociaż zdarza się tłumaczom tak przekładać. Po angielsku jest ponadto the occult, „rzecz tajemna”, czyli ogół spraw interesujących okultystów i składających się na okultyzm - a tego po polsku już powiedzieć ładnie się nie da.
Co ukrywa się za terminami „okultyzm”, „wiedza tajemna”? Po pierwsze to, że są jakieś grupy, które utajniają to, co wiedzą, a może i swoją obecność. Po drugie, że są informacje, czyli wiedza, która jest ukrywana, którą trzyma się w tajemnicy. To jeszcze nie jest nic dziwnego, jako że dowolna grupa przestępcza albo np. narkotyzująca się dba o to, żeby jej członkowie nie wygadali się z tym, co wiedzą. Bardzo różne mogą być przyczyny, dla których stosuje się poufne hasła i znaki rozpoznawcze, tajemne słowa-kryptonimy, a przyjmowanych nowo wtajemniczonych opieczętowuje się groźbami i klątwami. Jak widać, te dwie rzeczy, grupa i wiedza, nie wystarczą, żeby to był okultyzm. Ale, ktoś powie w tym miejscu, ta wiedza, którą tu mamy na myśli, to taka wiedza, której posiadanie daje moc i to moc taką, która zapewne byłaby niebezpieczna, gdyby wpadła w ręce kogoś niepowołanego. Jest taka legenda, że w ciągu ostatnich 40 lat życia i wytężonej pracy teoretycznej Albert Einstein stworzył Jednolitą Teorię Pola, lecz kiedy doszedł do wniosku, że wiedza ta da ludziom do rąk zbyt potężne środki zniszczenia, wszystkie swoje zapiski zniszczył i ogłosił, że takiej teorii nie ma. (Pamiętajmy, że bomba atomowa była konsekwencją jego pierwszej teorii, Szczegółowej Teorii Względności. Kilka lat później Einstein stworzył drugie piętro: Ogólną Teorię Względności, która dotychczas nie ma technicznych zastosowań, chociaż dzięki niej przewidziano istnienie czarnych dziur i opisano pierwsze chwile istnienia wszechświata. Jednolita Teoria Pola byłaby trzecim piętrem jego odkryć.) Czy ukrytą teorię Einsteina nazwiemy the occult, „rzeczą okultną”? Nie. Fizyka, przyrodoznawstwo w ogóle, nie produkuje wiedzy tajemnej, nawet, gdyby ktoś jej odkrycia ze wszystkich sił utajniał z jakichś powodów.
Okultyzm zakłada bowiem pewien model świata, a może po prostu mit. Najkrócej można go streścić tak: oto kiedyś Bóg, bogowie lub jakieś Potęgi stworzyły świat. Stworzyły go lub może tylko urządziły wyciągając z chaosu. Gdzieś lub w pewien sposób istnieje plan budowy ich dzieła, tego świata, w postaci przepisów określających i regulujących jego działanie, plan pozostawiony przez stwórców świata. Plan ten jest ukryty - bo zwykłe doświadczenie przekonuje, że nigdzie pod ręką go nie ma. I tu do gry wchodzi okultyzm. Okultyzm pojawia się tam, gdzie ktoś zdaje sobie sprawę, że ta wiedza gdzieś jest i że należy jej szukać albo oświadcza, że wie, gdzie i jak jej szukać, albo utrzymuje, że zna kogoś (człowieka lub istotę nie całkiem cielesną), kto tę wiedze posiada, albo w końcu stwierdza, że to on sam tej wiedzy jest znawcą albo strażnikiem. Faktycznie pojawiali się reprezentanci każdego z tych czterech przypadków; można ich ponumerować, nazywając odpowiednio okultystami 1-go („trzeba szukać”), 2-go („wiem jak szukać”), 3-go („znam tego, kto wie”) i 4-go („wiem”) rodzaju - podobnie jak Stanisław Lem ponumerował demony Maxwella. Oczywiście ten podział nie musi być ścisły, ktoś może być okultystą jednocześnie 1-go i 4-go rodzaju, jeśli twierdzi, że wprawdzie zna Wiedzę, ale tylko jej pomniejszą część, lecz zarazem wie, że trzeba szukać Wiedzy całej.
Stwierdziłem wyżej, uprzedzając wywód, że przyrodoznawstwo nie produkuje wiedzy tajemnej. I to jest właśnie ten punkt, który różni naukę od okultyzmu, a zarazem kość niezgody pomiędzy jednym a drugim. Być może wszystkie pozostałe różnice między nauką a okultyzmem dają się sprowadzić do tej jednej różnicy pierworodnej.
Uczeni i badacze długo (jak się wydaje) nie zdawali sobie sprawy z tej różnicy. Kto pierwszy zdecydowanie odróżnił okultyzm od nauki, nie wiem, ale to jest do znalezienia. Wydaje się, że Galileusz, Kartezjusz i Newton już tę różnicę dostrzegali. W każdym razie dostrzeżenie tej różnicy pozwoliło wydzielić naukę (science, żeby było ściśle i po angielsku) z wcześniejszych magiczno-astrologiczno-alchemicznych przedsięwzięć. Nauka zaczęła się wtedy, kiedy udało się odejść od nazwanego wyżej okultystycznego modelu: że gdzieś oto istnieje ukryty zapis wiedzy o stworzeniu. Ci, którzy zaczęli uprawiać naukę, przyjęli inne założenie: że właśnie nie ma odrębnego zapisu czy przekazu wiedzy o działaniu świata, za to właściwą wiedzę o tym, jak to działa można wywnioskować z samych obserwowanych zjawisk przyrody. Nie ma Księgi - to przyroda sama jest taką księgą.
Łatwo zauważyć, że między tym podejściem, które jest źródłowe dla nauki, a źródłowym podejściem okultyzmu nie może być kompromisu. Albo, albo. Dlatego astrologia musiała zejść do rozrywkowego przyziemia (bo nie aż do podziemia!) w tej samej epoce, kiedy zaczęto czuć podstawy nauki - i stało się to właściwie bez podania jakichkolwiek dowodów na to, że astrologia (jakoby) nie działa. Ogłoszenie jej zabobonem nastąpiło bez przedstawienia dowodów rzeczowych. Podobnie odrzucona została alchemia, znaczna część medycyny (i teraz niekonwencjonalną medycynę importuje się z Chin, Tybetu i Indii, które to kraje tamtego anty-okultystycznego przełomu nie przeszły i nawet go nie zauważyły), także numerologia i kabała. Ciekawe, że podział na naukę i okultyzm szedł niekiedy w poprzek jednostek: Izaak Newton zajmował się i fizyką, i alchemią. Ciekawe też, że nie od razu, przeciwnie, z wielkimi oporami zrezygnowano z wyobrażenia Stwórcy; najpierw oswajano się z jego mniej radykalną detronizacją: że wprawdzie Jest i świat Stworzył, ale teraz już się do niego nie wtrąca.
Liczba stron: 200
Kup Wiedza nie całkiem tajemna - Wojtek Jóźwiak w CzaryMary.pl
<< Home